wtorek, 8 listopada 2011

ŻAK, KRATY, KOLORATKA…




3 października 2011 rok to w tym roku dla większości studentów dzień rozpoczęcia nowego roku akademickiego. Nie dla wszystkich jednak w murach uczelni. Dla studentów Sekcji Penitencjarnej były to mury więzienne. By nie wprowadzać do artykułu elementów grozy, uspokajamy – wizyta zakończyła się
7 października tego samego roku. Stan powracających: pełny.
            Nie był to pierwszy wyjazd podopiecznych Pani dr Moniki Badowskiej-Hodyr do zakładów karnych w Okręgu Wrocławskim. Zakład Karny Nr 1 we Wrocławiu oraz Zakład Karny w Wołowie to placówki, które od paru lat, dzięki uprzejmości Dyrekcji, goszczą członków Sekcji w ramach warsztatów penitencjarnych. Każda wizyta dostarcza nowych, cennych doświadczeń, nawet jeśli w gronie studentów Sekcji znajdują się „wyjazdowi recydywiści”.
            Tegoroczne warsztaty również obfitowały w zarówno merytoryczne jaki praktyczne zdobywanie wiedzy i doświadczeń oraz wzbogaciły nas o cenne wskazówki uzyskane od kadry penitencjarnej.Tę część artykułu chcemy jednak poświęcić nie tyle naszym wizytom studyjnym, a spotkaniu z pewnym człowiekiem…

Jego zbóje…



O tym człowieku można by, a właściwie powinno się pisać książki, chyba nawet całe ich tomy. Kim jest? Wyjątkowym z wyjątkowych, to na pewno!
            Ojciec Kazimierz Tyberski – kapelan więzienny. Człowiek magiczny. Choć może normalnie to słowo pozostaje w pewnej opozycji do wiary, to magia w tym przypadku jest tym, czym wobec rozmówcy emanuje ten człowiek.
            Jako Sekcja Penitencjarna, przy okazji omawianego wyjazdu, po raz kolejny mieliśmy okazję spotkać się z kapelanem. I po raz kolejny można było dostrzec wsłuchane w opowieści o. Kazimierza studentki zdające się chłonąć każde wypowiedziane przez niego słowo. Przede wszystkim wieloletnie doświadczenie w pracy „za kratami”, ale w pracy z człowiekiem, owocuje (prócz namacalnymi przykładami „sukcesów zawodowych”) unikatową wiedzą pragmatyczną, z której my, młodzi - miejmy nadzieję przyszli więziennicy - możemy czerpać niczym ze „studni bez dna”. Jak już zostało wspomniane, praca o. Kazimierza jest pracą z człowiekiem, a więc tym, czego tak bardzo dzisiejszy, nie tylko system penitencjarny, ale chyba można śmiało powiedzieć – świat – bardzo potrzebuje. Praca kapelana nie jest łatwa. Praca żadnego funkcjonariusza w zakładzie karnym nie jest łatwa. Przyczyn chyba wyjaśniać nie trzeba.
            O. Kazimierz Tyberski nie tylko potrafi dostrzec w skazanych to do czego „przeciętny kowalski” pewnie nie byłby zdolny, ale także, co niewątpliwie jest ogromnym darem, wpływać na nich. Ale nie w kontekście wywierania wpływu lecz wpływać poprzez niewyczerpane chęci, pogodę ducha, wiarę w człowieka, w to, że „status” SKAZANY to nie trwały „stygmat” w życiorysie, pomoc, która nie zna ram godzinowych, a której koniec następuje wraz z opuszczeniem przez osadzonego więziennych murów; rozbrajającą szczerość i wiele, wiele innych cech. Szczerość to z pewnością jeden z elementarnych czynników warunkujących powodzenie w pracy ze skazanymi. O. Kazimierz ze wspomnianą „rozbrajającą” szczerością oraz jakże pozytywną i bywającą potrzebnym czasem „kubłem zimnej wody” natychmiastową ciętą ripostą, potrafi, pisząc kolokwialnie, zagiąć niejednego „zbója”. A to proszę wierzyć, budzi szacunek. „Moje zbóje” – tak często w rozmowie z nami mówi O. Tyberski. A trzeba wspomnieć, że spora część z nich siedzi za czyny, dla których Kodeks karny przewiduje ćwierćwiecze za kratami…, albo i więcej. Ale nie tylko. Są też „młodzi gniewni” których wielu nie chciałoby spotkać na swej drodze...Pytamy, dlaczego?! Każdy z nas zasługuje na szansę, może czasem kolejną po niewykorzystanej wcześniej. Tutaj tak ważna w praktyce teoria skradzionego konfliktu, sformułowana przez Nilsa Christie, danie możliwości zadośćuczynienia, naprawienia wyrządzonej krzywdy… Ale dlaczego by nie wykorzystać predyspozycji i zdobytych na wolności „umiejętności śpiewu” na Mszy Świętej?! Pomysłów na przekształcenie negatywnych nawyków (ujmijmy to tak delikatnie) w pozytywną działalność o.Kazimierzowi nie brakuje. Wachlarz czynów popełnionych przez podopiecznych Ojca, jest niezwykle szeroki i właśnie to chyba fascynuje najbardziej. A więc konkretnie to, że potrafi on rozmawiać z każdym, dotrzeć do wielu, ale co najbardziej być może zadziwiające – mieć posłuch i wzbudzać szacunek u tak różnie i skomplikowanie „skonstruowanych” psychicznie jednostek. W zasadzie jednak nie zadziwia to nas – a więc tych, którzy osobiście mieli okazję poznać kapelana i odrobinę rzeczywistości penitencjarnej. Ale zadziwiać może tych wszystkich, dla których szacunek to rzecz oczywista w kontaktach z drugim człowiekiem. Szacunek w zakładzie karnym ze strony skazanego wobec bądź co bądź przecież pracownika tej instytucji, jest rzeczą niezwykle trudną do osiągnięcia, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwą. Trzeba jednak zaznaczyć, że kapelan jest człowiekiem konkretnym i konsekwentnym i nie da sobą manipulować. A ci, którzy o tym nie wiedzą, szybko się o tym przekonują. To co w o. Tyberskim z pewnością zasługuje na podziw wiąże się z jego kreatywnością i pomysłowością. Po wielu przepracowanych latach wciąż potrafi wpaść na pomysł jak indywidualnie podejść do osadzonego, jego problemu czy potrzeb.
            O Ojcu Kazimierzu Tyberskim i jego działalności można pisać wiele, jak już zresztą  było wspomniane. Istotne zaś jest to, że dla nas, studentów resocjalizacji, spotkanie z kapelanem było, jest i będzie zawsze nieocenionym doświadczeniem. Daje nam wiele do myślenia, ukazuje inną stronę pracy ze skazanym, „otwiera oczy” na wiele spraw, pokazuje, że można…, że warto…, że są efekty. Bo są! Bo potwierdzają to „żywe” dowody. Te „żywe” dowody to relacje osób, które mury więzienne opuściły, a kiedyś dzięki o. Kazimierzowi Tyberskiemu ten trudny czas przetrwały.